Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Październik 2010

Wszyscy jesteśmy podejrzani

Kampania w toku, więc kandydaci na Prezydenta Łodzi odpalają race z coraz to nowszymi, wręcz rewolucyjnymi pomysłami. Ostatnio przeczytałam o pomyśle Włodzimierza Tomaszewskiego  „Kandydat chce monitoringu, jak w domu Wielkiego Brata” ( Gazeta Wyborcza), kandydat twierdzi, że system powszechnego monitoringu z dostępem do widoku z kamer dla wszystkich, wpłynie na bezpieczeństwo (tylko czy na pewno) i będzie służył wszystkim Łodzianom, którzy będą mieli do niego niczym nieskrępowany wgląd.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że system ten będzie służył mieszkańcom Łodzi, ale zupełnie w innym celu. Już widzę te żony i mężów śledzącychy partnerów, pracodawców sprawdzających, czy ich pracownik nie załatwia swoich spraw w drodze do banku i te ciekawskie staruszki obserwujące sąsiadów. Być może właśnie o to chodziło pomysłodawcy, w sumie potępiamy niewiernych partnerów, powinniśmy przeciwstawiać się nieefektywnej pracy i najwyższy czas, żeby dostarczyć Łodzianom nowej rozrywki: nudzisz się – pośledź sąsiadów i znajomych,  szczególnie szczęśliwe powinny być osoby w stylu Petuni Dursley (Harry Potter).

Monitoring powinien służyć tylko i wyłącznie bezpieczeństwu, a wgląd do niego powinna mieć policja i służby ochrony. Nie wiem jak Wy, ale ja nie chcę żyć w domu Wielkiego Brata, mimo, że nic złego nie planuję.

Read Full Post »

Marsz do przedszkola

Miałam ostatnio okazję przeczytać artykuł z Gazety.pl „Dajcie im plastelinę – polskie dzieci nie potrafią trzymać długopisu” i po raz kolejny pomyślałam o tym jak ważna jest edukacja przedszkolna.

Często rodzice uważają, że dla dobra dziecka warto nie posyłać go do przedszkola, tylko zostawić w domu pod opieką mamy czy babci. Mówią – nie chcemy mu skracać dzieciństwa. W swoich planach, nie biorą jednak pod uwagę realnego dobra dziecka i jego szans na przyszły rozwój. Może być też tak, że chcieliby posłać dziecko do przedszkola, ale brakuje miejsc w pobliskich placówkach i jeśli mama nie pracuje, to szanse na dostanie miejsca są nikłe.

Dlaczego przedszkole jest takie ważne w rozwoju malucha? Co najmniej z dwóch powodów.
Pierwszy to przygotowanie do życia w grupie. Często nasze dziecko – szczególnie jedynak – myśli, że jest pępkiem świata. Nie musi z nikim dzielić się uwagą mamy lub zabawkami. Ono decyduje w co będziemy się bawić a często nawet kiedy pójdziemy na spacer i co będzie na obiadek. W przedszkolu trzeba zawierać pierwsze kompromisy, dzielić się zabawkami, wspólnie ustalać w co się bawimy i dostosować do wspólnej kuchni. Czasem można też oberwać od kolegi łopatką, ale w sumie potem w realnym życiu też czasem obrywamy po głowie.
Po drugie często (tu od razu powiem, że nie zawsze tak jest – są chlubne wyjątki) rodzice nie mają pomysłu jak zająć dziecku czas. Jak my byliśmy mali, nasi rodzice mogli liczyć tylko na dobranockę, ale dzięki temu organizowali nam zabawę. Teraz zamiast wspólnie lepić z plasteliny, malować obrazki czy wycinać serduszka, sadzamy dziecko przed telewizorem lub komputerem (wszak zawsze jakaś bajka jest w telewizji) a sami zabieramy się za prace domowe. W przedszkolu wychowawca musi dzieciom organizować czas, rysować z nimi, wyklejać, nauczyć piosenki lub poczytać bajkę. Na szczęście obecnie coraz częściej rodzice w domu też czytają dzieciom, ale raczej z obowiązku przed snem, bo taki model pokazują wszystkie programy o wychowaniu.
Z powyższych powodów dzieci, które chodziły do przedszkola są lepiej przygotowane do nauki w szkole, lepiej piszą, lepiej znajdują swoje miejsce w grupie. Dlatego moja córka jedynaczka poszła do przedszkola przed ukończeniem trzeciego roku życia, mimo, że miał się nią kto zająć w domu i mimo, że część znajomych podejrzewała mnie o sadyzm.

Widzę jednak jeden problem do rozwiązania: miasto czy wiejska gmina musi tym rodzicom, którzy tego chcą, zapewnić miejsca dla dzieci w przedszkolach i nie może „niepracująca matka” być argumentem w decyzji odmownej. Dlatego miasto musi stawiać na budowę nowych przedszkoli na nowych osiedlach, a rodzice muszą mieć możliwość zapisania do nich dzieci niezależnie od swojej sytuacji zawodowej – mogą tylko decydować czy posłać malucha na minimum (5 godzin), czy na dłużej, do powrotu rodziców z pracy.

Dlatego kategorycznie mówimy TAK nowym przedszkolom w naszym mieście Łodzi (gdzie indziej oczywiści też).

Read Full Post »

Dołki czy górki: co lepsze?

Dzisiaj nie będę się rozpisywać, chcę tylko króciutko podzielić się spostrzeżeniami dotyczącymi remontów dróg w mieście.
Za czasów prezydenta Kropiwnickiego sytuacja w Łodzi wyglądała beznadziejnie, ekipa się zmieniła, teraz za drogi odpowiada kandydat na prezydenta Dariusz Joński i sytuacja nic się nie poprawiła. Tak jak uprzednio był bałagan i korki, bo remontowali wszystkie drogi w jednym rejonie, tak teraz remonty sparaliżowały całą południową Łódź.
Mnie jednak chodzi o tytułowy problem. Mieszkam na Stokach i do domu wracam Telefoniczną lub Pomorską. Są to stare drogi, gęsto dziurawe i bardzo często łatane. Tylko nigdy nie wiadomo co lepsze. Przed remontem mamy dziury, zastanawiamy się, czy nie zostawimy w nich koła, za to po remoncie mamy… nie, wbrew pozorom nie jedziemy gładką jak stół drogą, tylko podskakujemy na górkach – stąd tytułowe pytanie. A ja pamiętam deklarację pana Jońskiego po dojściu do władzy, że teraz to będziemy łatać porządnie.
I co? Jak zwykle nic.

Read Full Post »

Ostatnio radni w Naszym Mieście (Łódź) zdecydowali, że przez kolejny rok zwalniają właścicieli psów z opłaty na rzecz miasta za posiadanie psa. Zasadniczo jestem zwolennikiem idei, że im mniej opłat i podatków tym lepiej. Jednak tym razem nie mogę oprzeć się wrażeniu, że decyzja ta miała charakter czysto populistyczny, wszak wybory tuż, tuż. Mamy kotkę (o imieniu Mysz, dachowiec), a kiedyś miałam psa (foksterier, Łatka) więc zdecydowanie nie jestem przeciwnikiem posiadania zwierząt. Uważam jednak, że zwierzę, takie jak kot czy pies w mieście to kłopot nie tylko dla właścicieli.
Po pierwsze, kupy psie na chodnikach. Ile razy człowiek idąc w eleganckich butach (a nawet niekoniecznie eleganckich ale czystych) wdeptuje w pozostałość po spacerze z psem. Czasem z zazdrością patrzę na filmach jak Anglicy czy Amerykanie rozkładają sobie w parku kocyk na trawniczku i cieszą się chwilą na świeżym powietrzu. Jakim zapachem cieszyliby się u nas i jakie słowa padałyby z ich ust, nie będę przytaczać (może jakieś dzieci czytają). Dlatego najwyższy czas coś tym zrobić. Przepisy już są, wiemy wszyscy powinni po swoich ulubieńcach sprzątać, może to jednak za duży wymóg. Może powinniśmy działać etapowo. Po pierwsze sprzątajmy z chodnika, na trawnik przyjdzie czas. Nie chcemy sprzątać: to chociaż pilnujmy, żeby nasz pupil załatwiał się gdzie trzeba. Po drugie sprzątajmy wszystkie kupy, które nasz pies zrobi w miejskich parkach, również te na trawnikach. Przecież chcemy, żeby nasze dzieci mogły się tam bawić, a my usiąść na kocyku. Po trzecie absolutnie nie wchodzimy z psami na teren placów zabaw, to teren nie dla zwierząt. Po czwarte miasto pomaga nam w naszych dobrych uczynkach: wystawia kosze na odchody, rozdaje torebki, a przede wszystkim edukuje, przypomina i karze niezdyscyplinowanych (Strażnicy Miejscy). W końcu wtedy nie będziemy czuli się tak głupio sięgając z woreczkiem po psią kupę.
Zwierz to też inny obowiązek. Musimy pamiętać, że to zobowiązanie na jego całe życie (jak trudne dowie się ten, kto przeczyta 1:0 dla kota). Nie do najbliższych wakacji. Niestety niektórzy o tym nie pamiętają, więc miasto musi mieć pieniądze na schronisko. Ważne też jest, żeby nasze zwierzęta nie mnożyły się bez sensu, moja kotka – dachowiec jest wysterylizowana, bo nie będę znajomym wciskać małych kotków – lepiej niech wezmą te ze schroniska. Ponadto wciskając zwierzątko możemy stracić znajomych. Trzeba też sterylizować bezpańskie psy i koty.
Miasto, musi dbać o zwierzęta swoich mieszkańców, czasem posprzątać po nich, czasem zaopiekować się bezpańskimi, dlatego potrzebuje na to pieniędzy. Może lepiej zebrać to 600.000 zł (tyle dochodu miała przynieść opłata) i przeznaczyć ją na te cele?
Jest tylko jeden mały problem, jak zadbać, jeśli już wprowadzimy taką opłatę, żeby wszyscy ją płacili, a nie tylko Ci porządni?

Read Full Post »

1:0 dla kota

Miałam dziś napisać coś o zwierzętach w mieście, ale własne zwierzę dostarczyło mi tylu „atrakcji”, że musiałam zmienić plany. Wczoraj w Łodzi odbyły się dwie imprezy sportowe: mecz Widzew – Jagielonia wygrany 4:1 przez Widzew, oraz mały kameralny mecz u mnie w domu zakończony moją porażką.
Codziennie wieczorem, nasza kotka o imieniu Mysz urządza wieczorne harce, przypomina w ten sposób wszystkim, że koniecznie wieczorem trzeba jej dać jeść, o czym i tak pamiętamy. Mysza zaczyna od szarpania kabla od myszki komputerowej, potem skacze drapiąc kanapę, a na końcu wskakuje na wszystkie blaty w kuchni. Oczywiście wszyscy gonimy ją stamtąd, bo nikt nie lubi kocich włosów w kanapkach. Wczoraj niestety na placu boju zostałam sama, bo mąż z córką poszli do kina.
W pokoju panowała cisza, nagle słyszę, że kocia wskoczyła na blat. Chwyciłam spryskiwacz (ganiamy ją pryskając wodą, czego podobno koty nie lubią) skoczyłam z kanapy i… wszystkie gwiazdy z flagi USA stanęły mi przed oczami, że też oni mają tyle stanów. Niestety, okazało się, że źle wymierzyłam skok i lewą nogą z całej siły kopnęłam w nogę od pufy.
Noc wytrzymałam, ale dziś pojechałam z mężem na pogotowie i teraz mam nogę w gipsie. Jednym słowem ten pojedynek zakończył się 1:0 dla kota.

Read Full Post »

Dziwny to kraj

Ostatnio z uwagą przysłuchuję się debacie o uregulowaniu prawnym stosowania metody in vitro. Włączam telewizor, najczęściej tvn24 i zaczynam się dziwić. Zastanawiam się czy to ja mam dziwne poglądy (podobnie jak większość cywilizowanego świata), czy to nasi posłowie (niektórzy) spadli z księżyca. Kiedy dowiedziałam się, że będzie dyskusja o in vitro, to myślałam, że skoncentrują się na jednym ważnym pytaniu. Czy powinniśmy z budżetu na usługi medyczne finansować parom zabieg in vitro, czy nie? Pytanie wydaje się zasadne, z jednej strony finansowanie (lub współfinansowanie – ja jestem zwolennikiem współuczestniczenia zainteresowanych w kosztach zabiegu) ma szereg zalet, (szczęście rodzin, które mogą mieć potomka, większy przyrost naturalny, upowszechnienie tej metody itp.), to z drugiej strony pada pytanie, czy nas stać? W sprawach finansowania procedur medycznych zawsze coś trzeba wybrać, nigdy żadnego kraju jeszcze nie było stać na wszystkie nowe, czasem eksperymentalne kuracje. Więc i teraz trzeba zadać sobie pytanie w jakim stopniu państwo powinno dofinansowywać zabieg in vitro parom, które tylko dzięki niemu mogą mieć dzieci. Może są inne, pilniejsze potrzeby? Do ilu zabiegów dopłacać?
Jednak nasi posłowie koncentrują się na zupełnie innych problemach, wręcz niektórzy (Teresa Wargocka z PiS) zastanawiają się czy za zabiegi in vitro nie wsadzać do więzienia na 2 lata (dlaczego tylko na tyle?)…
Inni chcą ściśle określać, jak lekarze mają zabieg przeprowadzać (wszak w Polsce wszyscy znają się na medycynie) i chcą narażać kobiety na wielokrotne, nieprzyjemne procedury pobierania zarodków – bo do tego prowadzi zakaz zamrażania niewykorzystanych zarodków.
Dziwi mnie też dyskusja, czy trzeba lub nie trzeba mieć ślubu, żeby dostać dofinansowane (lub zgodę na zgodny z prawem) zabieg in vitro – od kiedy państwo powinno wtrącać się jak chcemy żyć, kochać się i kiedy zawierać związki?
Niektórzy chcą doprowadzić do sytuacji, w której obok turystyki aborcyjnej, powszechna będzie turystyka in vitro.
Dziwny jest ten kraj i dziwne poglądy naszych przedstawicieli w Parlamencie. A może tylko ja się dziwię?

Read Full Post »

Ponieważ jestem matematykiem, więc tak jak lekarza każdy pyta o swoje dolegliwości, a dziennikarza, co tam słychać w polityce, tak mnie pytają: po co obowiązkowa matura z matematyki? Wszyscy uważają, że jeśli oni są humanistami (oczywiście rozumiejąc to słowo – „nieznoszącymi przedmiotów ścisłych”), to matma jest im niepotrzebna. Czy ktoś musi zdawać śpiew, jeśli jest (jak ja) głuchy na muzykę? Czy musi zdawać język, jeśli nigdy nie wybiera się za granicę? Jednak z matematyką sytuacja jest trochę inna.
Po pierwsze tak trochę bezczelnie – nikt nie musi mieć matury, nie chcesz to nie zdawaj. Kiedyś na maturze zdawało się prawie wszystkie przedmioty, których uczyli w liceum, był to egzamin, który potwierdzał naszą wiedzę nabytą w dotychczasowej edukacji. Potem zaczęto ułatwiać, wybierać co trzeba, a czego nie trzeba umieć.
Po drugie, wbrew pozorom matematyka uczy również bardzo dużo praktycznych umiejętności, np. procentów, a z tym krucho w naszym społeczeństwie. Dzięki niej potrafimy interpretować wykresy (np ceny akcji) i diagramy (np wyniki sondaży). Uczy też logicznego myślenia, które przydaje się np. w rozumieniu prawa – stąd logika na studiach prawniczych.
Po trzecie, nigdy nie wiesz co Cię w życiu spotka, może założysz swój biznes i zajmiesz się księgowością. Wtedy bez matematyki ani rusz.
Teraz argument społeczny. Dzięki temu, że matura z matematyki jest obowiązkowa więcej absolwentów szkół średnich wybiera studia inżynierskie i na kierunkach ścisłych uniwersytetów. Co więcej są do nich lepiej przygotowani. Już teraz w całej Europie brakuje inżynierów, a młodzież pcha się na ekonomie, pedagogikę i prawo. Kuźnie bezrobotnych.
Dlatego matematyka musi być na maturze. Tylko dlaczego tak późno?

Read Full Post »

Witaj, świecie!

Pierwszy raz bywa trudny. Moje pierwsze blogowanie też do łatwych nie należy. Kiedyś z ulgą przyjęłam wiadomość, że ostatnie obowiązkowe wypracowanie – to maturalne – mam za sobą, a teraz sama, z własnej incjatywy zdecydowałam się pisać bloga. Jednak coraz częściej realne wydaje się tylko to, co jest wirtualne, czyli to, co możemy przeczytać w internecie. Już zapomnieliśmy o encyklopedii (niech zbiera kurz na półce), a korzystamy z Wikipedii, ostatnią gazete kupowaliśmy miesiąc temu. Kto by tam chciał czytać wczorajsze wiadomości? Znajomymi są ci, z którymi spotykamy się na Facebooku a nie na ulicy. Wniosek jest jeden – CZAS NA BLOGA.

Read Full Post »